Uspołecznianie Sima

Główny problem z nowym dodatkiem do Simów jest taki, że wygląda jak pełnoprawne rozszerzenie, a konkretnej zawartości w nim tyle, co w uzupełnieniu z meblami IKEA.
"The Sims 4: Spotkajmy się" - recenzja
"The Sims 4" nie miało dobrego startu. Gra wydana niedługo po zakończeniu cyklu życiowego trzeciej części była, nie oszukujmy się, goła. Braki miały uzupełnić kolejne dodatki. I faktycznie – dzięki nim oraz kilku darmowym aktualizacjom czwarte "Simy" zaczęły nabierać kolorów. Szkoda zatem, że najnowsze rozszerzenie, czyli „Spotkajmy się”, nie dodaje nic ciekawego. Nie wprowadza ono zmian w rozgrywce, tak jak dodatek nowymi karierami, ani nowych terenów, jak rozszerzenia plenerowe. Można w nim natomiast potańczyć na dyskotece i przywdziać parę nowych ciuchów.



Sercem „Spotkajmy się” są jednak kluby. Społeczna aktywność z nimi związana jest raczej obca polskiej kulturze, ale za to silnie obecna na Zachodzie. Kluby zrzeszają miłośników różnych atrakcji, niekoniecznie chodzi o siedzenie przy whisky i cygarku. W „The Sims” w klubach mogą przesiadywać tylko snoby, osoby zainteresowane jedzeniem, sportem albo po prostu marudzeniem. Każdy zdefiniowany w grze klub ma określony zestaw cech, jaki należy posiadać, by zostać jego członkiem, oraz spis aktywności, które są zabronione. Nie możemy np. flirtować albo obżerać się na potęgę. Jakie są jednak wymierne korzyści z przynależności do jakiegoś klubu? 



Przede wszystkim nasi Simowie szybciej nawiązują nowe znajomości. Nie trzeba już zaczepiać obcych na ulicy albo zawalać dzień w pracy, żeby się z kimś zaprzyjaźnić. Teraz wystarczy iść na zebranie klubu, gdzie spotkamy Simy o podobnych zainteresowaniach. Ale nie tylko poszerzanie kręgu znajomych jest łatwiejsze; możemy też szybciej formować poliamoryczne, patchworkowe rodziny.

Najważniejsze w klubach jest jednak to, że możemy tworzyć własne. Ustalamy nazwę, ikonkę klubu, i to, kto może do niego należeć i czego jego członkowie nie mogą robić. Możemy zatem stworzyć np. klub o nazwie „Piwniczanie” i ustawić, by była to zbieranina grających ciągle w gierki nerdów, którzy zakazują flirtowania i brzydzą się aktywnością fizyczną. Brakuje tylko opcji, żeby mama donosiła kanapki i granulowaną herbatę.



Oprócz klubów „Spotkajmy się” oferuje dwie nowe umiejętności – taniec i didżejowanie. Ale niewiele z nich wynika. Oczywiście zdobywanie poziomów tych umiejętności wiąże się z odblokowaniem nowych akcji Sima, tylko że poza tym niewiele więcej się tu dzieje.

To zresztą główny problem „Spotkajmy się”. Mimo dość dużego dodatku w postaci klubów, tak naprawdę nie będziemy mieli czasu z nich korzystać. Doba w grze liczy tylko 24 godziny, więc mając np. dodatek wakacyjny oraz opcje kariery, nie będziemy raczej poświęcać czasu Simów na tańce w ruinach. Co więcej, po kilku godzinach ogrywania "The Sims 4" z nowym dodatkiem, zauważyłem, że ciągłe wydzwanianie do moich podopiecznych robi się po pewnym czasie naprawdę irytujące. 



Z pomniejszych nowości w dodatku pojawia się nowa miejscówka oraz aspiracja. Windenburg wygląda jak nieślubne dziecko prowansalskiej mieściny i austriackiego miasteczka. Architektura jest bardziej swojska niż w przypadku poprzednich miast, jednakże Windenburg jest nieco bardziej skomplikowany w nawigacji. Kto jednak lubi siedzieć z wędką nad jeziorkiem, znajdzie tu sporo łowisk oraz krzaków, w których można na zmianę oddawać mocz oraz zabawiać się z przygodnie poznanym Simem czy Simką.

Nowa aspiracja to „Przewodnik stada” i wiąże się bezpośrednio z klubami oraz zbieraniem pokemonów, czyli kompletowaniem listy znajomych. Im więcej wykonujemy aktywności klubowych, tym więcej osób poznajemy, a w efekcie możemy stać się najpopularniejszym Simem na dzielni. Proste i efektywne. 



W zakresie efektów nic się nie zmieniło – jakimś cudem czwarta część jest stabilniejsza niż trzecia, nieco ładniejsza (choć bardziej kreskówkowa) oraz wciąż toczona przez nowotwór ciągłych ekranów ładowania przy zmianie lokacji z np. pracy na dom czy randki na pracę. Taki już żywot Sima w świecie pełnym szwów.

Czy warto dołożyć „Spotkajmy się” do kolekcji? Jeśli nie jesteście hardkorowymi fanami "The Sims", lepiej poczekać na jakąś promocję z przynajmniej 50-procentowym upustem. W tej chwili „Spotkajmy się” kosztuje, bagatela, ponad 100 złotych. Gra niewarta ani świeczki, ani nawet ogarka.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones